Kontakt:

Wprost bierze pod lupę Fame MMA

c7945beb0892ffb8064da54c1e37[1]

Jeden z najpopularniejszych w Polsce tygodników społeczno-politycznych – Wprost poświęcił sporo miejsca na artykuł dotyczący organizacji Fame MMA. materiał ma charakter mocno negujący poznańską spółkę z czym nie zgadza się jeden z włodarzy.

Poniżej prezentujemy treść artykułu:

Fame MMA. Seks, krew i miliony zysku na walkach patocelebrytów

Poznańska spółka Fame MMA, która organizuje bijące rekordy popularności walki dziwaków w klatkach, mimo tego, że została założona dopiero w połowie zeszłego roku, to za cały 2018 rok już zdążyła wypracować imponujące 3,6 mln zł przychodów. Z tego grubo ponad pół miliona złotych stanowi sam zysk netto.

26 października w gdańskiej Ergo Arenie zasiadło 9,5 tysiąca widzów. W systemie pay per view wydarzenie mogło oglądać nawet kilkaset tysięcy osób. Zapłacili, by zobaczyć 5. galę z cyklu Fame MMA, czyli niechciane dziecko mieszanych sztuk walki – dyscypliny sportowej, w której zamknięci w klatce zawodnicy reprezentujący różne style mają do dyspozycji praktycznie wszystkie chwyty. Ale Fame MMA nie ma ze sportem nic wspólnego. Tutaj walczy patostreamer, który publicznie chwalił zabójstwo prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza. Walczy instagramerka, która zdobyła popularność, chwaląc się seksem grupowym z raperami, mówiąc „z tym się jeb…m, z tym się ruch…m, temu obciąg…m”. Tutaj walczy samozwańczy raper, który zasłynął filmikiem z wywiadu, na którym był tak pijany, że wywiad skończył pod stołem, leżąc we własnych wymiocinach.

Fame MMA to połączenie cyrku, wrestilngu i patologii. To świat, który trudno zrozumieć dorosłym, bo walczący tu ludzie są idolami ich dzieci. To one oglądają filmiki zawodników, na których ci pokazują, jak biją swoją matkę, uprawiają seks z dziewczyną albo upijają się do nieprzytomności. Ale YouTube to lizanie lodów przez szybę. Nastolatki pragną przecież zobaczyć swoich idoli na żywo. Najlepiej zamkniętych w klatce, łamiących sobie kości i broczących krwią. Teoretycznie wstęp na tego typu imprezy mają dzieci, które skończyły14 lat. Ale młodszych, z siedzącymi obok rodzicami, na trybunach nie brakuje.

Gale oparte są na prostym patencie. Chodzi o to, by szokować, bazując na najniższych instynktach. W klatkach konfrontuje się zatem ludzi wulgarnych, kontrowersyjnych albo po prostu dziwnych. W ostatniej udział wziął np. youtuber Mateusz Krzyżanowski. 24-latek, znany w sieci jako Mini Majk, który zdobył popularność głównie ze względu na swoje 131 cm wzrostu zmierzył się z 18-letnim Markiem Kruszelem. Lord Kruszwil, bo pod tym pseudonimem funkcjonuje w sieci, to samozwańczy milioner, wykwit Internetu, który m.in. na YouTubie pokazuje, jak podciera się banknotami albo topi telefon w whisky.

Żeby nikt nie zarzucił twórcom show propagowania patologii, pojedynki patostreamerów przeplatane są walkami ludzi, którzy jakiś kontakt ze sportem jednak mieli. Ale to głównie odszczepieńcy, zawodnicy, których nie chcą poważniejsze federacje, bo albo nie osiągnęli jeszcze takiego poziomu, żeby walczyć na serio o tytuły, albo powinni już myśleć o sportowej emeryturze.

Fame MMA: kto za tym stoi?

Pomysł na organizowanie walk typu freak show w Polsce zrodził się w głowie Wojciecha Goli, który sam wystąpił w dziewięciu edycjach emitowanego na antenie MTV Polska reality show pt. „Warsaw Shore: Ekipa z Warszawy”. Mimo kilku lat na antenie, program wciąż budzi kontrowersje. Na czym polega? W skrócie: kilkoro młodych, wyzwolonych seksualnie, żądnych sławy ludzi zamyka się w jednym domu, zapewnia i morze alkoholu i loże w dyskotekach. Uczestnicy piją, kłócą się i uprawiają seks, czasem organizując nawet wyzwania, kto „zaliczy” więcej erotycznych wyskoków w czasie jednego sezonu.

Gola też to robił, ale po czterech latach obecności w programie nagle, na początku 2018 r., zdecydował się z MTV rozstać. „Nadszedł czas, żeby wydorośleć” – tłumaczył swoją decyzję. Już wtedy wiedział, że chce zarabiać na wysyłaniu do klatek cyrkowców polskiego showbiznesu, takich jak kaleczące „Mazurka Dąbrowskiego” siostry Godlewskie albo Marta Linkiewicz. Ta ostatnia, znana jako Linkimaster, ma na Instagramie ponad milion obserwujących. Bez żenady sama nazywa się patoinfluencerką i publikuje w sieci filmiki, jak robi sobie kartą kredytową ścieżkę z białego proszku. W ostatniej gali Fame MMA, Linkiewicz teoretycznie nie brała udziału, jednak weszła do klatki, by stanąć naprzeciwko Luxurii Astaroth, celebrytki, która oprócz roli w jednym z teledysków, gdzie ubija masło, zasłynęła też tym, że w sieci pokazywała się pijana. „Wróciłam z odwyku” – obwieściła w klatce. Linkiewicz jej odpowiedziała: „Więcej nie dam dupy w oktagonie”, wyzywając ją w ten wysublimowany sposób na pojedynek.

Na czym zarabia spółka Fame MMA?

Oprócz Wojciecha Goli i Krzysztofa Rozpary za spółką zarabiającą miliony złotych na walkach patocelebrytów stoją jeszcze dwie osoby. Dużą część udziałów objął 37-letni Rafał Pasternak. To wielkopolski biznesmen, który prowadzi spółkę transportową Swift z siedzibą w małej wiosce Promno między Gnieznem a Poznaniem. Dysponuje 50 ciężarówkami, które rozwożą towary po całej Unii Europejskiej. Tylko w zeszłym roku firma przyniosła mu ponad 15,8 mln zł przychodów.

Mniejszą część udziałów objął również Boxdel, popularny polski youtuber. Kanał 23-letniego Michała Barona subskrybuje prawie półtora miliona widzów. Jego filmiki na YouTube odtworzono do tej pory ponad 17 mln razy. To właśnie Boxdel walczył w pierwszej edycji Fame MMA, zorganizowanej 30 czerwca zeszłego roku w Koszalinie. Ale wtedy nie było jeszcze takiego rozmachu. Kolejne edycje odbywały się już na bogato. Ta zorganizowana w marcu tego roku w łódzkiej Atlas Arenie miała kosztować według twórców: „dużo, dużo więcej niż 500 tys. zł”. Szacuje się, że koszty mogły pochłonąć nawet 3 mln zł. Oprócz wynajęcia hali, samej oprawy, ochrony czy studia, duża część wydatków idzie też na wynagrodzenia dla zawodników. Chociaż są one objęte tajemnicą, to spekuluje się, że np. Marta Linkiewicz mogła dostać za wygraną z siostrą Godlewską nawet 150 tys. zł. Kobiety walczyły w klatce dokładnie 47 sekund, wychodzi więc na to, że każda sekunda tego pojedynku mogła dać jej ponad 3 tys. zł.

Monika „Esmeralda” Godlewska, niedoszła piosenkarka i słynąca z jazdy po pijanemu celebrytka, przed tygodniem stoczyła drugą walkę w oktagonie. Tym razem położenie jej na deskach zajęło rywalce Godlewskiej, czyli Ewel0nie (bohaterce „Warsaw Shore”, koleżance Goli), nieco ponad minutę. Jednak zanim panie zafundowały publiczności bijatykę na poziomie popularnych kiedyś walk w kisielu, postanowiły podgrzać atmosferę widowiska. Uznały, że najlepiej zadziała publikowanie w sieci obraźliwych filmików i walka na wyzwiska w czasie oficjalnych konferencji poprzedzających Fame MMA. Bo o to w tym wszystkim też chodzi: by w mediach społecznościowych najpierw rozpętać burzę i nakręcić spiralę nienawiści. Niezależnie od tego, czy zawodnicy w prywatnym życiu się lubią, czy nie lubią. Wszyscy przecież wiedzą, że publika nie żąda tutaj sportu, tylko sensacji. Chodzi więc o to, żeby przed galą naprodukować tyle kontrowersji, ile się tylko da. To nakręca sprzedaż biletów.

Duża część zysków spółki Fame MMA pochodzi oczywiście tradycyjnie ze sprzedaży wejściówek. Galę w Ergo Arenie obejrzało 9,5 tys. ludzi. Wcześniejszą, w łódzkiej Atlas Arenie – 10 tys. widzów. Za jedną wejściówkę trzeba było zapłacić od kilkudziesięciu zł do nawet 900 zł za pakiet VIP. Doszły też zyski z transmisji gali w systemie pay per view. Wojciech Gola poinformował, że podczas łódzkiej gali pobito europejski rekord sprzedaży PPV. Dostęp do transmisji kosztował średnio ok. 20 zł. Mówi się, że wydarzenie mogło oglądać nawet 180 tys. osób. Wychodzi więc niecałe 3,6 mln zł przychodów z samej transmisji. Do tych wpływów dochodzą też pieniądze od sponsorów. Jednym z najbardziej znanych jest kontrolowana przez cypryjską spółkę firma bukmacherska LV Bet.

 

Artykuł nie pozostał bez komentarza jednego z włodarzy Fame MMA Boxdela

– Napisali o nas w gazecie, nie ukrywam, że artykuł, który przeczytałem jest 2/10, totalnie 2/10. Z tego względu, że większość, rzeczy, która jest tutaj napisana, jest napisana w takim stylu, by wbijać nam szpilki. Tak, jak wcześniej nie reagowałem na krytykę ze strony mediów, tak teraz muszę zareagować, bo w tym artykule moich zawodników nazwano dziwakami, na co sobie nie pozwolę. Nie pozwolę, by jacyś dziennikarze uderzali w nas jakimiś pomyjami. Jeżeli już pisać źle, to piszcie w taki sposób, by pokazać ogóle walory organizacji, a nie, że wyciągacie jeden pozytyw i wiele negatywów. Wielu naszych zawodników poszło w sport, takich jak bracia Malczyńscy, Adbuster, to są ludzie, którzy trenują regularnie i pokazują duże umiejętności. Tak, jak Isamu. Wiem, jaką on pracę wykonuje na treningach i nie pozwolę, by nazywano naszych zawodników dziwakami – stwierdził Boxdel.

Podążaj za nami!

#polishfighters

Leave Comment

Your email address will not be published.