Czy dany wojownik może swoją postawą bliźniaczo przypominać innego zawodnika, pozostając sobą w świecie marketingu i trash talku, w którym większość graczy próbuje kopiować sposób, w jaki swoje walki promuje Conor McGregor?
Pretendent do mistrzowskiego pasa organizacji Fight Exclusive Night, Marcin Wójcik, przypomina wielkiego wojownika, lecz nie o Conora McGregora tutaj chodzi. W kontraście do Irlandczyka staje „Cieszyński książę” Jan Błachowicz, który szacunkiem do rywala, upartością i nieopisaną wręcz pokorą doszedł na sam szczyt, „Himalaje” osiągnięć w zawodowym MMA. Właśnie te cechy sprawiają, iż „The Giant”, mimo zastosowanego przeze mnie porównania, niezmiennie pozostaje sobą. Nie stosuje specjalnych, groteskowych wręcz zagrań marketingowych, które przykrywałyby jego autentyczność, toteż jest naturalny w tym, co robi i mówi.
Marcin Wójcik, czyli postawa prawdziwego wojownika
Nie sztuką jest zachować spokój, kiedy rywal ma do Ciebie szacunek. Sztuką jest pozostawać sobą, kiedy to oponent próbuje wyprowadzić Cię z równowagi. Jeszcze większą zaś sztuką wykazali się Błachowicz oraz Wójcik, którzy atakowani byli kolejno: pierwszy przez Cormiera, a drugi przez Narkuna. Błyskotliwe riposty, którymi kąsali swoich oponentów, z pewnością mogły ostudzić ich brawurowy zapał do słownych przepychanek. Po zdobyciu pasa przez Błachowicza, Daniel Cormier nie szczędził szyderczych komentarzy pod adresem Polaka, na co ten dobitnie odpowiedział kilkoma tweetami:
– Jeśli masz tyle do powiedzenia na mój temat, zabieraj swój gruby tyłek z kanapy i dawaj do oktagonu. Nauczę cię trochę szacunku – napisał na Twitterze Jan Błachowicz do Daniela Cormiera, odpowiadając na jego zaczepki.
Kolejna wypowiedź Jana brzmiała następująco:
– Ja mu proponowałem walkę nie raz. Zawsze fajnie byłoby pokazać mu, jak bardzo się myli, co do mojej osoby. No ale to już jest pan, który siedzi na kanapie, zajada ciasteczka i kurczaczki. Nie wiem, czy on jest jeszcze w stanie przebiec sto metrów. Także chyba ciężko będzie mu wrócić do sportu zawodowego – ocenił.
Nie gorszy był Gigant z Piły, który podczas konferencji prasowej przed KSW 39 zachowywał spokój godny stoika, podczas gdy Tomasz Narkun bezskutecznie usiłował wyprowadzić go z równowagi. „Żyrafa” sugerował, iż gdyby w organizacji wprowadzono testy antydopingowe, to Pilanin musiałby wrócić do PLMMA.
Tomasz Narkun: Chyba się spóźniłeś na konferencję dlatego, bo coś tam wstrzykiwałeś, nie?
Marcin Wójcik: Tomek jak bardzo chcesz to ci coś rozpiszę, bo nie wyglądasz za dobrze.
PPV NA GALĘ FEN 31 MOŻECIE WYKUPIĆ Z LINKU WSPIERAJĄC NASZ PORTAL: https://fenmma.tv/#/ref/polishfighters
Niezłomny charakter, wiara w swoje przeznaczenie i słuszność obranej drogi
Początek drogi obu zawodników był zdecydowanie odmienny. Błachowicz po porażce w debiutanckiej walce odniósł trzy wiktorie, a po kolejnej przegranej odniósł następnie dziewięć zwycięstw, stając się pretendentem do międzynarodowego mistrzostwa KSW w kategorii półciężkiej. Wójcik w kontraście do Janka pierwszą walkę w karierze wygrał, natomiast przegrał kolejne trzy. Jego rekord wynosił wówczas 1-3, a po dwóch kolejnych pojedynkach 2 do 4. Szukając analogii, przypomnieć sobie można początki mistrza UFC w tejże organizacji. Wygrana z Latifim, a następnie klęski z Manuwą i Andersonem. Piekielnie ciężka, acz wygrana walka z Igorem Pokrajacem i po raz kolejny kariera Błachowicza zawisnęła na włosku, kiedy to przegrał z Gustafssonem i Cumminsem. Oczywiście ciężko porównywać początek kariery z tak wysokim poziomem, jaki jest w organizacji UFC, natomiast Marcin w dalszym etapie napotkał równie ciężki moment, kiedy po ośmiu wiktoriach przyszła porażka z Narkunem w walce o pas KSW, odbudowa z mniej doświadczonym Hatefem Moeilem, a następnie dwie porażki ze świetnymi Scottem Askhamem, a także Modestasem Bukauskasem. W tym miejscu warto napomnieć, iż wielu fanów do dziś nie może odżałować porażki z Litwinem na Cage Warriors, bo Polak tę walkę zdecydowanie prowadził.
Jedno co pozostało niezmienne w przypadku obu wojowników, to niezłomny charakter oraz wiara w słuszność obranej drogi. Dalszą historię Cieszyńskiego Księcia każdy prawdziwy fan zna na wyrywki. Będąc skreślanym niemal przez każdego, Polak zachował pokorę i pracował w ciszy, a mimo zwycięstw skreślano go nie tylko w walkach z Andersonem, czy Reyesem, ale nawet w pojedynku z Rockholdem, który przechodził z niższej kategorii wagowej [sic!]. Po porażce Pilanina z Bukauskasem na zawodniku MMA Cartel również postawiono definitywny krzyżyk.Wójcik bez większych problemów zdobył pas Gladiator Areny w walce z Michałem Gutowskim, ale i to nie uciszyło grona krytyków twierdzących, iż Marcin jest zawodnikiem past prime, czyli zdecydowanie poza swoją najlepszą formą w karierze. Jakże wielkie było zdziwienie, kiedy podopieczny Andrzeja Kościelskiego w fenomenalnym stylu zastopował odkrycie roku 2018 w polskim MMA, Rafała Kijańczuka podczas hitowej gali FEN 28!
Szczęście, że karta się odwróciła? Upartość? Wiara w marzenia? Co sprawiło tak naprawdę, że Wójcik po nieudanym początku kariery zacisnął zęby, idąc na przekór wielu fanom portalów Sherdog oraz Tapology, którzy widząc przewagę czerwonych prostokątów, oznaczających porażki, uznają zawodnika za przysłowiowego ogórka, kelnera, czy naleśnika?
Jestem „świadomym” zawodnikiem. Wiem, że z wiekiem można dużo zyskać – m.in. większą pewność siebie, czy umiejętności i oczywiście zawsze wierzyłem, że sport to moja droga, a jak już wybrałem sporty walki, to pozostało tylko wytrwale czekać na zmianę tej sytuacji .
Marcin tą wypowiedzią utwierdził mnie, że wszystkie wymienione przeze mnie i przez niego przymioty składają się w jedną całość; Zawodnika kompletnego. Zawodnika, który nawet swoją początkową słabość, jak niewielkie doświadczenie potrafi niczym wprawny kowal starannie i cierpliwie przekuć nie tylko w doświadczenie wyniesione zarówno ze sparingów, jak i walk, ale także stworzyć rozgałęzienia wynikające z doświadczenia, jak właśnie pewność siebie.
Któż może stanowić archetyp takiej postawy w sportach walki. Wielkich wojowników była niezliczona ilość, więc trudno ocenić któż tak naprawdę jest pierwowzorem, ponieważ od zarania ludzkiej cywilizacji sztuki walki nastawione były na pokorę i szacunek. Dziś w Polsce najjaśniejszą postacią jest Janek, ale szukając dalej, nie trzeba spoglądać daleko. Przykład? Kleber Koike Erbst, który kieruje się zasadami samurajów; Opanowanie, rozwaga, pokora – zawsze.
Od zera do bohatera?
W gruncie rzeczy jednak nie można określić w ten sposób zawodnika, który nie wiedzie nazbyt dobrej passy. Mam szacunek do każdego, kto wchodząc do klatki robi wszytko, aby zwyciężyć. W obliczu ostatnich wydarzeń to przeświadczenie jest jeszcze silniejsze. Nie wystarczy wejść do klatki, aby być bohaterem i się położyć, bądź naruszyć reguł tak, aby sędzia przerwał walkę, zanim ona się na dobre rozpocznie. Sam poniekąd przekonuję się co jest istotą tego sportu, regularnie inkasując ciosy od kolegów z maty, których serdecznie pozdrawiam. O zawodnikach znajdujących się w trudnej sytuacji, jak Kopera, czy Szadziński całkiem niedawno popełniłem obszerny felieton, a w zasadzie hołd, do którego odnośnik pozostawię na końcu tego wpisu. Jedno co w tym wypadku muszę uzupełnić to to, że bez względu na to czy wygrałeś, czy przegrałeś jeśli oddajesz serce, wówczas przysługuje Ci tylko jedno określenie – bohater. W tym wypadku mniej znaczy więcej.
Dziś Błachowicz jest na samym szczycie i teraz, to dopiero Cieszynianin musi mieć ubaw ze słów emerytowanego Daniela Cormiera, który twierdzi gdyby tylko mógł, to by mu pokazał. Wójcik od tego szczytu jest dosłownie o krok. Nie mają tutaj sensu porównania FEN do UFC. Liczy się niezłomność, którą obaj wojownicy wykazali się na każdym szczeblu kariery. Walka z pewnością będzie piekielnie ciężka, nie chodzi tylko i wyłącznie o stawkę. Adam Kowalski to zawodnik, którego kariera również przypomina sinusoidę, więc śmiało można by ustawić go obok Błachowicza i Wójcika. Wynik jest otwarty. Niech wygra lepszy i oby podejście i przykład, jaki obok Janka daje wspomniana dwójka, pozostawał niezmienny po zetknięciu ze złotem.