Pamiętacie czasy, gdy myśleliście, że Artur Szpilka będzie nowym Tomkiem Adamkiem lub Andrzejem Gołotą? Że będzie pięściarzem, dla którego będzie warto zarywać noce kilka razy w roku? Bo my tak… Zostało to jednak brutalnie zweryfikowane. Dziś były pretendent do tytułu mistrza świata jest postrzegany zupełnie inaczej. W 1 odcinku naszej nowej serii, skupimy się właśnie na tym.
Przenieśmy się do roku 2016. Artur Szpilka, 27 letni bokser z Wieliczki, staje przed szansą zdobycia tytułu mistrza świata. Posiadający 20 zwycięstw na 21 walk Polak, wydaje się być underdogiem, choć ma grono swoich zwolenników. W końcu w rekodzie ma wygrane z takimi zawodnikami jak Tomasz Adamek, Mike Mollo czy Gonzalo Omar Basile. Walka z Deontayem Wilderem jest ogromną szansą. Nawet porażka w dobrym stylu może przecież dać wiele „Szpili”.
Co ciekawe, Polak w pojedynku z „Bronze Bomberem” wygląda naprawdę dobrze. Z rundy na rundę boksuje coraz lepiej, a nawet urywa punkty niepokonanemu wówczas Amerykaninowi. Polscy kibice z minuty na minutę mocniej wierzą w sensację. Wtedy jednak przychodzi 9 runda… Wilder swoim PRZEPOTĘŻNYM ciosem nokautuje Szpilkę, a bokserski świat na chwilę zamiera.
Po 1,5 roku wydaje się, że Artur się pozbierał. Stwarza wrażenie gotowego, by powrócić na szczyt. Pierwszym krokiem ku temu ma być pojedynek z niepokonanym, mającym wtedy rekord 15-0, Adamem Kownackim. „BabyFace” jest jeszcze nieznanym pięściarzem, ale posiadającym fajny rekord. To „Szpila” ma więcej do stracenia i to on jest faworytem. Artur jednak zaczyna w walce popełniać błędy, które towarzyszą mu dziś. Opuszcza ręce, nie trzyma gardy i pajacuje. To wszystko składa się na porażkę już w 4 rundzie. Adam Kownacki staje się w tym momencie znany jeszcze bardziej za oceanem, ale przede wszystkim jego nazwisko doceniane jest wśród Polaków.
Tak wygląda początek końca Artura Szpilki. Koniec amerykańskiego snu i powrót do walk w ojczyźnie. Na początek gala u Marcina Najmana i pojedynek z nienajlepszym Dominickiem Guinnem. Szpilka wygrywa ten pojedynek na punkty, nie robiąc wrażenia na kibicach. Następnie pojedynek w Gliwicach z Mariuszem Wachem. I to starcie elektryzuje już polskich kibiców. W końcu zmierzy się ze sobą 2 czołowych polskich pięściarzy. Artur przez większość rund prowadzi walkę z „Wikingiem”, widać dobre przygotowanie ze Ś.P. trenerem Andrzejem Gmitrukiem. Jednak ostatnie rundy to znów „pokaz” błędów „Szpili”. Nie pomagają nawet krzyki z narożnika. Szpilka znów opuszcza ręce i mocno zbiera od Wacha. Koniec końców, dotrwał jednak do ostatniego gongu i wygrał walkę. Znów jednak nie przekonał kibiców…
Te zwycięstwa zaowocowały jednak ofertą z obozu Derecka Chisory. Polak nie odmawia walki i przyjmuje to wyzwanie. Przez wszystkich jednak jest skazywany na porażkę. I ludzie mieli rację. Te same błędy co zawsze i nokaut już w 2 RUNDZIE. A więc znów powrót na polskie ringi…
Pierwszy przystanek – Fabio Tuiach. Włoch, choć ma dobry rekord, to jest bokserem niskiej klasy. Wiedzą to wszyscy. Ale dobra, trzeba przecież się jakoś odbudować. Szpilka wygrywa łatwo i po 5 miesiącach bierze kolejną walkę. Tym razem z postrachem Polaków – Serhiyem Radczenko. Ukrainiec, który w momencie walki ma rekord 7-5, stawia twarde warunki Arturowi. Po walce wszyscy są zgodni, kibice, komentatorzy, eksperci – RADCZENKO WYGRYWA TEN POJEDYNEK. Wtedy jednak wkraczają sędziowie i ogłaszają wygraną Polaka. Przez tą decyzję Szpilka jeszcze bardziej stracił w oczach fanów, w końcu wygrał, choć tak naprawdę przegrał.
Historia Artura Szpilki pokazuje, jak w ciągu 4 lat, można ze szczytu spaść na dno. Być ulubieńcem kibiców, a stać się wrogiem numer 1. Szkoda…